Rządzą nami emocje, nie da się ukryć. Człowiek to zarazem kłębek nerwów i oaza spokoju w jednym. Czego się nie zrobi, to zawsze działa się pod wpływem danej emocji, której nazwa może być dowolnie interpretowana. Kilka dni temu byłem niezwykle podekscytowany, oczekując na pewne wydarzenie, a po samym fakcie radością napawały mnie myśli i wspomnienia o minionych chwilach. W trakcie danego wydarzenia, oczywiście cieszyłem się nim, ale nie miało to tak konkretnego wyrazu. Wprawiło mnie to w zaciekawienie. Przyszła refleksja jak bardzo istotny jest dla człowieka świat niefizyczny, który każdy ma w swojej własnej głowie. Każda istota potrzebuje bodźca, czegoś do czego dąży. W każdej naszej chwili myślimy o tym, co czeka nas później, wyobrażamy sobie różne scenariusze przyszłych wydarzeń. Takimi nas Bóg stworzył i dał nam w związku z tym piękny dar – nadzieję.
Nadzieja – modlimy się o nią tak często. Jest, w kontekście naszej wiary, bardzo ważna, a czy przypadkiem nie jest trochę przez nas lekceważona? Warto zdać sobie sprawę, że to niezwykłe uczucie towarzyszy nam nieustannie. To ono pcha nas do wszelakiego typu działań, czasem z pozoru bardzo trudnych. To także ono pozwala nam się radować tam, gdzie na uśmiech zwyczajnie nie powinno być miejsca. A przecież radość ze zmartwychwstania powinna być dla nas – katolików, źródłem radości każdego dnia, niezależnie od tego co by się działo. I właśnie tutaj należy zdać sobie sprawę jak bardzo nadzieja jest obecna w tym, co wyznajemy. Jezus żyje, realnie działa w naszym świecie, ale jednocześnie mówi: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Przecież całe nasze życie opiera się na nadziei na życie w wiecznej szczęśliwości z Bogiem. Gdyby jej nie było, co byśmy poczęli?
Nadzieja na pewno nie jest matką głupich. Mówią tak ci, którzy podejrzewam, wewnętrznie bardzo się boją, a nie potrafią zaufać. Przecież cóż innego jak nie nadzieję, mógł mieć w sercu św. Jan, gdy towarzyszył Jezusowi podczas Jego drogi krzyżowej. Przepełniony nią, nie zważał na strach, który niewątpliwie także mu towarzyszył. A przecież zobaczył śmierć swojego Nauczyciela, okazał się tym głupim synem nadziei. I nie zawiódł się. Po trzech dniach jego nadzieja przemieniła się w wielką radość. A Jezus bardzo to docenił w przyszłości.
Admin
Dodaj komentarz