Pozostaje coraz mniej czasu. Jedni czekają na Pana Jezusa, inni czekają chyba na coś innego. Ale czy warto się nad nimi znęcać? Jak co roku pisać, że święta Bożego Narodzenia już kompletnie się ludziom z Jezusem nie kojarzą a w nowych podręcznikach dzieci czytać będą o jakimś mitycznym “święcie choinki” czy innej “gwiazdce”. Choć to wszystko bardzo smutne, to nie ma sensu odgrzewać wciąż tego samego niezbyt smacznego dania. Ale uderza mnie ten fakt, no bo dlaczego skoro cały świat obchodzi urodziny Jezusa Chrystusa, (a nawet tak bardzo je celebruje) to już znacznie mniej ludzi w Niego wierzy, a jeszcze mniej pomyśli o Nim w ten szczególny czas? I przychodzi tu pokusa, zwłaszcza dla mnie, jako autora takiego bloga, ale pewnie dla Ciebie też, jeśli to czytasz, aby poczuć się lepszym od takich ludzi. Żeby napisać pamflet, jacy to oni są be i opisać jak powinno być.
Ale zastanówmy się, dlaczego tak właściwie ja, albo Ty nie czekamy na Mikołaja, tylko na Jezusa, a może nawet wołamy “Marana Tha!” i czekamy na powtórne Jego przyjście? Czy ci wszyscy ludzie wychowują się w rodzinach wierzących, jak Ty albo ja? Czy mieli oni, tak jak ja czy Ty, okazję brać udział w wyjazdach czy innych rekolekcjach, które odmieniły ich życie? Czy spotkali kiedyś kogoś, jak być może my, kto nakierował ich na odpowiednią drogę? Jeśli odpowiedź jest mimo wszystko twierdząca, to bardzo źle, znaczy to, że ktoś dobrowolnie rezygnuje z bożego planu, który został mu zaproponowany. Ale jeśli nie, to nie ma wyjścia, do akcji musimy wkroczyć my, czy nam się to podoba czy nie.
Już bez zbędnej pokory, tak się składa, że zostaliśmy w pewien sposób wybrani. Oczywiście nie znaczy to, że jesteśmy lepsi, ba, może nawet wręcz przeciwnie, skoro Pan zasłonił rzeczy wielkie przed mądrymi, a objawił je prostaczkom. Ale świadczy to też o tym, że jesteśmy do czegoś bardzo konkretnego powołani. Musimy dzielić się Ewangelią jak najszerzej. Sprawiać, żeby ten Jezus przychodził do jak największej liczby osób.
Niedawno widziałem po raz kolejny jak siostra zakonna, która wygrała program “The Voice of Italy” po ogłoszeniu jej zwyciężczynią, poprosiła wszystkich w studiu o wspólną modlitwę Ojcze Nasz. I przy lekkim zażenowaniu prowadzących i mimo udawań niektórych członków jury, że nie słyszą prośby siostry, ta, wraz z wieloma ludźmi z publiczności odmówiła modlitwę podczas chyba najgorętszego czasu antenowego wówczas w Italii. Życzyłbym sobie, aby taką konsternację wprowadzać jak najczęściej. By po prostu dawać świadectwo. “Wielu bowiem jest powołanych, lecz nie wielu wybranych”. Chciałbym, żebyśmy jako wierzący nie czuli się jak przedstawiciele pewnej grupy społecznej, jak pewna subkultura, ale żeby rzeczywiście było tak jak mówią jakieś dziwne statystyki mówiące o ponad 90 procentach Polaków nazywających się katolikami. Nie dlatego, bo chce coś komuś narzucać, ale mam głębokie przekonanie, że to jedyna droga prowadząca do dobra dla człowieka. Ale żeby tak było ja i Ty musimy działać. Wiem przecież, że już próbowaliśmy i średnio wychodziło. Więc jak to robić skutecznie?
Admin
Podobne wpisy
Komentarze
comments
Dodaj komentarz