Myślę, że to pytanie jest z kategorii tych najtrudniejszych. Tych, na które tak do końca nigdy nie będzie jednej, jasnej i klarownej odpowiedzi. Trudno bowiem o poważniejszą materię, aniżeli śmierć człowieka. Tylko zaraz… Czy dla nas chrześcijan, to pytanie jest aż tak wymagające? Skoro wierzymy w życie wieczne, gdzie brak cierpienia smutku i niesprawiedliwości, to czy nie powinniśmy wręcz z wytęsknieniem wyczekiwać naszego przejścia do lepszego życia? Jest przecież napisane: „Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana” (2 List do Koryntian 5, 8).
Konfrontacja z rzeczywistością może jednak być znacznie brutalniejsza. Nie każdy jest bowiem w stanie naśladować Jana Pawła II, który w swoich ostatnich chwilach zdołał jeszcze wypowiedzieć to piękne zdanie: “Pozwólcie mi odejść do domu Ojca”. Nawet wśród ludzi wierzących panuje powszechny strach przed śmiercią, co przecież w gruncie rzeczy wcale dziwne nie jest. Co więc dopiero mówić w kontekście niewierzących?
Na podstawie filmu “Podążaj w stronę światła” można wysnuć wniosek, że podejmując próbę pomocy w przygotowaniu się do śmierci, łatwiej jest rozmawiać z dzieckiem, niż z osobą dorosłą. Przy tak trudnym i bolesnym temacie, tak naprawdę nie wiemy co się dzieje i opieramy się na wierze. Jedni wierzą we własne wyobrażenia, inni w obietnice zapisane w Piśmie Świętym. To właśnie do dziecka możemy mówić na przykładzie obrazów i wyobrażeń. Jak ojciec, który do umierającego synka mówił, że ciało jest jak rękawiczka, która po pewnym czasie jest zdejmowana i zostaje sama dłoń. Na tym to przykładzie próbował wytłumaczyć, że po śmierci, ciało jest „zdejmowane” i uwalnia się nieśmiertelna dusza. Podobnie na zasadzie wycieczki, na której, niezależnie jak dobrze dziecko się bawi, zawsze dobrze jest wrócić do domu. Ojciec starał się wytłumaczyć chłopcu, że tak właśnie jest w niebie – jakby się wracało do domu. Trudno jest bardziej pomóc dziecku w tak tragicznej sytuacji. Dzieci nie są naiwne, są ufne. Choć zdają sobie sprawę, że może nie do końca jest tak, jak mama, czy tata mówi, to coś na pewno w tym jest i dużo łatwiej jest im w spokoju opuścić ten świat.
Z osobami dorosłymi może być trudniej, zwłaszcza, jeśli jeszcze nie zawierzyli swojego życia Panu Jezusowi. Może być, nie musi. Często ludzie dojrzali, którzy wyzbyli się tej pięknej, dziecięcej ufności, podejmują konfrontację ze Stworzycielem. Często, wbrew pozorom, nie jest to wcale takie wyniszczające. Wydaje mi się, że Pan Bóg zawsze dostrzega osoby, które są Nim zainteresowane, szukają odpowiedzi, często bezczelnie, ale jednak podejmują pewny rodzaj aktywności duchowej. Trzeba takim osobom pomóc, nienachalnie, ale poprzez żywe Słowo i świadectwa można skierować ich na właściwą drogę.
Tak jak mówiłem, niemożliwe jest znalezienie jedynej poprawnej odpowiedzi na pytanie wytłuszczone powyżej. Ilu ludzi, tyle możliwych rozwiązań i sposobów pomocy w tak wyjątkowej sytuacji. Ważne jest przede wszystkim, aby poznać osobę, której chcemy pomóc. Może jest tak, że jest to człowiek bardzo nam bliski, o którym, okazuje się, praktycznie nic nie wiemy. Kto wie, może proste bycie przy kimś, zwyczajna obecność wystarczy?
Admin
Panie Michale,
wystarczy. Wystarczy zdecydowanie. „Lepiej jest milczeć i być niż mówić i nie być”.
xBL