Na Adwent wypadałoby mieć jakiś sposób.
To okres niezwykle ważny. Czy też inaczej – będzie ważny i brzemienny w piękne skutki, jeżeli podejdziemy do niego z należytą powagą i w jakiś sposób odróżnimy te cztery tygodnie od pozostałych tygodni roku. Wiele jest rzeczy, które mogą nam to ułatwić – rekolekcje (również internetowe, o których pisała niedawno Olga) czy podejmowane przez nas postanowienia (noworoczne – na nowy rok liturgiczny!). Pomocą mogą być też święci – wczoraj, dla przykładu, w liturgii wspominana była postać, która znakomicie nadawałby się na patrona Adwentu.
Wszyscy z grubsza wiemy, jak to jest z tym Mikołajem. Dla całego świata – otyły brodacz w czerwonym kaftanie, dowodzący zastępami pomocniczych elfów i stadem latających reniferów, zamieszkały gdzieś w mroźnej Laponii (tudzież na Biegunie Północnym – przekazy różnią się między sobą w tej kwestii). Wtajemniczeni wiedzą, że to obraz zakłamany, a prawdziwy Święty Mikołaj nazywany jest świętym nie bez powodu – ot, biskup z Azji Mniejszej, który pomagał potrzebującym. Warto o tym prawdziwym wizerunku pamiętać, nie ma jednak w tej kwestii za dużo do gadania. Jako jednak że dzisiaj wspomnienie tego świętego – dzień, w którym pamiętać o nim należy o wiele bardziej, niż w Boże Narodzenie, z którymi to świętami nie ma nic w zasadzie wspólnego – warto pochylić się nad tą postacią; zestawić biskupa z jego przyrodnim bratem z reklamy Coca-Coli i zastanowić się, dlaczego jest między nimi tyle różnic.
Działalność Mikołaja – czy też: obu Mikołajów – sprowadza się do dawania. W ten sposób zwykliśmy streszczać żywot świętego duchownego. Nie bezpodstawnie. Biskup Miry z IV wieku, jak czytamy w jego hagiografii, „odznaczał się wrażliwością na ludzką biedę i nieszczęście. Swoją pomoc ofiarował dyskretnie lub anonimowo”. Fakty z jego życia możemy policzyć na palcach jednej ręki, ale stanowił temat tak wielu legend i podań, że stał się jednym z najpopularniejszych świętych – i wkrótce od tradycji Mikołajkowych podarków doszliśmy aż do reklam słodkiego napoju, które spopularyzowały czerwony strój i całą resztę.
Odrzucono pastorał, mitrę i anonimowość czynu. Pozostało obdarowywanie – ten jeden wspólny mianownik Świętego Mikołaja i św. Mikołaja. Ofiarności uczyć się możemy (powiedzmy) od obydwu. Tylko jednak autentyczny święty pokazuje nam, w jaki sposób powinniśmy się dzielić.
Można by przyjąć, że idea tajemniczego roznosiciela prezentów zrodziła się właśnie z chęci pozostania w ukryciu przez faktycznych darczyńców; odrzućmy ją jednak i przyjrzyjmy się popkulturowemu obrazowi Mikołaja niczym realnej osobie. Staruszek z brodą jest, w dwóch słowach, personifikacją czynności dawania. Po to został utrwalony w dziecięcych opowieściach, by przypominać, że za „grzeczność” dzieci zostaną obdarowane, a złe spodziewać się mogą co najwyżej rózgi. Tylko tyle – jest może w tej prostocie coś ujmującego, ale o ile więcej treści wyczytać można z postaci biskupa sprzed wieków! Zachwyca przede wszystkim jego dyskrecja. Nie chodzi nawet o usiłowanie za wszelką cenę pozostania anonimowym, ale o to, by dar nigdy nie został przysłonięty przez darczyńcę. Nawet dzisiaj pozostaje w cieniu świeckiego odpowiednika.
Św. Mikołaj dawanie uczynił motywem przewodnim swojego życia; my możemy uczynić je naszym „sposobem” na dobry, owocny adwent.
Admin
Dodaj komentarz