Jednym z najbardziej karygodnych zaniedbań, do których niestety dochodzi w życiu duchowym wielu chrześcijan jest rezygnacja z systematycznej lektury Pisma Świętego. W końcu znacznie łatwiej wymyślić na poczekaniu jakąś wymówkę („nie mam czasu” – zapewne najczęstsza z nich), niż otwarcie przyznać się do lenistwa albo – co stanowi zawsze najlepsze rozwiązanie – zwyczajnie wziąć się w garść i zacząć czytać je regularnie, nie przejmując się czynnikami zewnętrznymi.
Zamiarem tego tekstu jest obalić równie popularny, co godny pożałowania mit pt. „Stary Testament jest nudny; same wojny, morderstwa, niezrozumiałe proroctwa i historia Izraela. W naszych czasach lektura tych starych ksiąg nie ma większego sensu, niczego się z nich nie nauczymy”. W tym celu wybrałem sześć (tylko sześć ulubionych, a tych wartych uwagi jest znacznie więcej) fragmentów ST, które w znacznym stopniu wpłynęły na obecny kształt mojej wiary i relacji z Bogiem oraz które zrobiły na mnie największe wrażenie.
„Choćby mnie zabił Wszechmocny – ufam!” (Hi, 13, 15a)
Historię Hioba zna prawdopodobnie każdy. Ten fragment – niekoniecznie. W moim wypadku definiuje on postawę, do jakiej dążę w mojej wierze. Postawę absolutnego zaufania, bez względu na okoliczności, bez względu na to, co powiedzą i pomyślą inni. Nawet kiedy niezasłużenie będę cierpiał, niesprawiedliwie spadną na mnie choroby i nieszczęścia i gdy odwrócą się ode mnie wszyscy. Ja chcę wtedy umieć ufać i będę o to walczył.
„Oto ja, poślij mnie!” (Iz, 6, 8)
Fragment dla tych, którzy podobnie jak ja mają problem z tzw. wychodzeniem z inicjatywą w sprawach wiary. Bardzo chętnie przytakują i powtarzają „Niech się dzieje Twoja wola”, ale później, kiedy przychodzi co do czego, starają się wycofać ze swoich wcześniejszych obietnic, wynajdują liczne usprawiedliwienia i gubią gdzieś początkowy zapał. I wtedy warto powrócić do tego fragmentu i uświadomić sobie, że Bóg nie uczyni niczego w naszym życiu bez naszej zgody. Trzeba chcieć. Trzeba nauczyć się pragnienia zostania posłanym.
Męczeństwo siedmiu braci i ich matki (2 Mch, 7, 1-42)
Z jednej strony ideał męczeństwa i odwagi w wierze, z drugiej przypomnienie o tym, że być może kiedyś nadejdzie taki czas, kiedy ceną za wyznawanie wiary w Chrystusa będzie śmierć. Jak do tej pory jest to fragment, który najbardziej mnie poruszył w ST; uderzający kontrast pomiędzy ufnością i spokojem skazanych na śmierć, a gniewem króla skazującego ich na coraz wymyślniejsze męki, a także śmiałe i dzielne słowa młodych Izraelitów oraz ich matki sprawiają, że ciężko mi rozważać wiarę tylko w kategoriach „święcenia święconki” i „chodzenia na śluby i pogrzeby”.
„Pan moim światłem i zbawieniem moim” (Psalm 27)
Kiedy naprawdę czuję się opuszczony i nie za bardzo mam ochotę, żeby się modlić, sięgam po ten psalm. Niemal zawsze odnajduję w nim nie tylko pokrzepienie i zapewnienie o Bożej opiece, ale również porady dotyczące trwania w wierze, których kwintesencją jest ostatni wers. Dla mnie ten psalm stanowi modlitwę kompletną, niewiele gorszą od „Ojcze Nasz”. Poruszającą, sięgającą zawsze dokładnie ku temu, z czym akurat się zmagam i prowadzącą do radosnej refleksji nad moim trudem.
Pieśń nad Pieśniami
Najlepszy dowód na to, że Stary Testament jest nadal aktualny – bo czy kiedykolwiek miłość przestanie być aktualna? Osobiście uwielbiam ten poemat, nieprawdopodobnie subtelny, przepięknie opisujący tą największą z wartości, dodający otuchy w chwilach, gdy ze smutkiem widzę, jak współczesne pokolenia rozumieją miłość. Ponadto po głębszym spojrzeniu na ten tekst, spostrzegam Boga, którego miłość przestaje być czymś abstrakcyjnym, a staje się czymś realnym.
O zaletach radosnego podejścia do życia (Prz 15, 15-17)
Nie słynę z wybitnie optymistycznego podejścia do życia. Łatwiej przychodzi mi krytykowanie, wytykanie błędów, marudzenie i narzekanie, aniżeli wesoła i beztroska zabawa. Czasami ta moja skłonność do szukania w dziury całym doprowadza mnie do szału. I w takich chwilach z pomocą przychodzi mi ten króciutki cytat z Księgi Przysłów: „Wszystkie dni są złe dla nieszczęśliwego, serce szczęśliwe to uczta wieczysta. Lepiej mieć mało – z bojaźnią Pańską, niż z niepokojem – wielkie bogactwo. Lepsze jest trochę jarzyn z miłością, niż tłusty wół z nienawiścią”. Po takich słowach wszelki niepokój gdzieś umyka, moje najbliższe otoczenie okazuje się znacznie wartościowsze, niż wcześniej przypuszczałem i ponownie zaczynam rozumieć wartość patrzenia w przyszłość z nadzieją.
I tyle. A w zasadzie – tylko tyle. Fantastycznych fragmentów, opowieści i skłaniających do refleksji wersów jest całe mnóstwo. Ja ze swojej strony mogę jedynie zachęcić Was do rozpoczęcia tej niezwykłej przygody, zaczynającej się od słów „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”…
Bartłomiej Witeszczak
Podobne wpisy
Komentarze
comments
Dodaj komentarz