Nie mam żadnego pomysłu na ten wpis. Chciałem pisać o jedności, ale jakoś nie mogę się zebrać. Chciałem pisać o sporcie, bo dziś nasz wielki sukces – pokonaliśmy Chorwatów, ale przecież o tym wszystko już wiecie. Nie wymyśliłem ostatnio niczego ciekawego i nie przeczytałem żadnej książki godnej polecenia w tym miejscu.
Napiszę więc o tym, o czym myślimy najczęściej, czego pragniemy najbardziej, co jest w centrum zainteresowań niemal każdego z nas. Napiszę dziś o szczęściu. Szczęściu, którego się boję.
Jestem jedną z tych osób, którym podoba się 100 rzeczy, mają ochotę na 1000, a zabierają się za jeszcze więcej. To są różności. Sport, nauka, książki, filmy, spotkania z przyjaciółmi czy dalszymi znajomymi. To wszystko daje ogrom radości, ale każda beztroska ma swój koniec. Gimnazjum, liceum, potem studia. A potem życie. Takie normalne. Praca, dom, rodzina. Czasem urlop. Wspaniałe święta dwa razy w roku.
I to wszystko? Dom, rodzina. To w życiu najważniejsze. Być dobrym mężem, dobrym ojcem, może dla kogoś dobrym pracownikiem czy nawet pracodawcą. Ale czy to wszystko, czego chcę od życia? To takie… normalne. A może raczej powinienem napisać „zwykłe”? Każdy z nas marzy o podróżach czy zostaniu piłkarzem, modelką lub królewną. Gdy ma 9 lat. A potem uświadamia sobie, że to niemożliwe. Wróć – nie uświadamia. Daje sobie wmówić. Wierzy, że „zwykłe życie” to wszystko, na co go stać. Czy to coś złego? Nie mnie to oceniać. Bycie dobrym mężem, ojcem (lub kapłanem), to najważniejsza sprawa w życiu każdego faceta. Ale czy to musi być wszystko? Czy nie mogę podróżować? Czy nie mogę poznawać nowych wspaniałych osób?
Mogę. Ty też możesz. Wyznaczamy sobie granice. Nie pozwalamy sobie marzyć. Kluczem do naszych marzeń jest nieniszczenie ich i wiara w to, że mogą się spełnić. Ale o nie tym dzisiaj. Bo, kurczę, gdzie w tych moich planach jest Bóg? Gdzie jest Jego wola? A jeśli nigdzie? Czy potrafię je porzucić dla Niego? I czy muszę? Boję się, że moje marzenia są tylko moje. Że nie pochodzą od Boga. Że mogą Mu się nie spodobać.
Jeśli nie potrafiłbym porzucić swoich marzeń dla Boga, to byłoby źle. Ewidentnie byłyby wtedy dla mnie ważniejszego od Jego woli. Nie można doprowadzić do takiej sytuacji. Ale czy muszę je porzucać? Czy moje marzenia są sprzeczne z Jego wolą?
Odpowiedzi nie dostanę nigdy wprost. Jezus nie przyśle mi smsa, nie zostawi kartki za wycieraczką, nie zadzwoni. Mogę mieć przeczucie, mogę odnaleźć powołanie, ale mogę zupełnie niechcący wybrać inną drogę, niż przygotowywał dla mnie Bóg.
„Bóg może znaleźć nam inną drogę do szczęścia, jeśli odrzuciliśmy tę, którą nam wybrał.” przypomniała mi ostatnio Dominika. Muszę przyznać, że te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. To takie ludzkie, ale po prostu się ucieszyłem. „Mam margines błędu!” Tylko czy naprawdę? Czy mogę się pomylić w wyborze drogi? Dokąd ta droga prowadzi?
Do Nieba. Do bliskości z Bogiem. Czyli do czego w końcu? Do szczęścia!
Bóg nie narzuca „Będziesz lekarzem!”. Nie mówi „Zostań sprzedawczynią w Biedronce”, ani nawet „Dołącz do Business Clubu!”.
Bóg wybiera Ci cel drogi. Celem jest On. Więc miłość. Więc szczęście. To, którędy tam dojdziesz, zależy do Ciebie. Obojętnie, czy będziesz sprzątać, czy założysz firmę sprzątająca, czy najmiesz całą firmę sprzątającą do zajmowania się Twoim biurowcem – Bóg chce, żebyś żył dobrze. Chce żebyś był szczęśliwy. Teraz i tutaj, a potem z Nim w Niebie.
Spełnij wolę Boga. Spełnij swoje marzenia. Bądź szczęśliwy!
Tomek Racki
Podobne wpisy
Komentarze
comments
Dodaj komentarz