Wszyscy jesteśmy chorzy

Categories: Blog

A co jeśli powiem Ci, że jesteś chory? Powiem więcej- chory jesteś i Ty i ja. Wszyscy jesteśmy chorzy. Wcale nie chcę Cię teraz straszyć, ani Ci ubliżać. Chcę Cię tylko poinformować, że jest w Tobie choroba, która zjada większość „dobrego Ciebie”. Cierpisz, bo zjada ona część Twoich marzeń, pragnień i większość tego, co dobre.
Każdego dnia borykasz się ze swoim schorzeniem. Chciałbyś tak wiele i możesz jeszcze więcej, a robisz mniej, niż połowę. I nie chodzi o to, że nie potrafisz czy nie dasz rady. Ani nie o to, że jesteś leniwy. Powstrzymuje Cię Twoje choróbsko.

Potrzebujesz być sobą. Chcesz powiedzieć co myślisz. Marzysz, by wreszcie spełnić swoje marzenia. Pożądasz radości, sukcesów. Pragniesz miłości. Nie robisz jednak nic, by to osiągnąć. Wszelkie dziury w radościach, deficyty miłości wypychasz czymkolwiek. Zapełniasz je wszystkim, co pozwoli Ci zapomnieć o tym, czego pragniesz.
Więc każdy dzień wypełniasz milionem obowiązków, by nie myśleć o miłości. Całą noc grasz, bo gdzieś pragniesz wyrzucić swoje emocje. Unikasz spotkań ze znajomymi, by nie trzymać cały czas języka za zębami. Robisz cokolwiek, bo nie chcesz myśleć o tym, co byłoby dla Ciebie dobre.

I kiedy tak sobie o tym myślisz, to dopiero zdajesz sobie sprawę z tego, jak bolesna jest ta choroba. Ale cóż to takiego? Co odbiera Ci to wszystko, co dałoby siłę?
TO LĘK! Przecież wielokrotnie jesteś o krok od „swojego własnego szczęścia”, ale boisz się go zrobić. Boisz się wyciągnąć rękę po to, czego pragniesz. Być może kiedyś się sparzyłeś i dlatego się boisz. To naturalne – jesteś tylko człowiekiem. Ale z drugiej strony – jesteś aż człowiekiem! Wszystko możesz w Tym, który Cię umacnia (Flp 4, 13). Nie bój się więc marzyć i sięgać po te marzenia. Znajdź czas dla siebie. Ucz się i spełniaj się. Ciesz się i baw się. Rób to, co przyniesie Ci prawdziwą radość. Nie bój się, a przede wszystkim kochaj!

Kiedyś słyszałam historię o pewnym alpiniście, który pragnął zdobyć największy szczyt świata
zupełnie sam. Przygotowywał się wiele lat, a gdy ruszył przez dłuższy czas bezproblemowo dawał sobie radę. Pewnego dnia, gdy nastał zmierzch alpinista zamiast rozbić obóz postanowił przejść jeszcze kolejny odcinek drogi. Gwiazdy i księżyc szybko przysłoniły chmury, nastała ciemność i nagle się ochłodziło. Mężczyzna poślizgnął się i poczuł jak szybko spada w dół. Całe życie biegło mu przed oczami. Był już pewien nadchodzącej śmierci, gdy nagle poczuł mocne szarpnięcie w górę, a lina zacisnęła się na jego talii… Ciało zawisło w powietrzu. Życie alpinisty ocaliła lina, którą był przepasany. Martwą ciszę przerwał krzyk człowieka: POMÓŻ MI, BOŻE! Niespodziewanie, zza chmur usłyszał odpowiedź na swoje wołanie: Czego chcesz ode mnie? Ocal mnie, Boże!!! – powiedział mężczyzna. Czy naprawdę wierzysz w to, że mogę Cię ocalić?- opowiedział Bóg. Oczywiście, że wierzę – potwierdził alpinista. Więc Bóg polecił mu odciąć linę, na której wisi. Nastała chwila ciszy. Mężczyzna zaskoczony tym, co usłyszał, zwątpił. Kurczowo uchwycił się liny, zamknął oczy i wisiał dalej. Ekipa ratunkowa znalazła alpinistę następnego dnia. Martwe i zamarznięte ciało nadal wisiało na linie… zaledwie 10 stóp od ziemi.

Nie lękaj się! Zaufaj Bogu i odetnij się od tego, co Cię powstrzymuje, by ŻYĆ.  

Joanna Ziółkowska



Komentarze

comments

Author: Tomek Racki

Dodaj komentarz